Czasem zastanawiałam się jak będzie wyglądało moje życie po Tobie. I wiesz, uśmiecham się teraz sama do siebie, bo wtedy nie widziałam zupełnie nic, a dziś jednak świat zaskoczył mnie po raz kolejny.
Uwierzyłam w to, co podpowiadał mi ból, sądziłam, że moje serce będzie jednorazowe, a miłość czy uczucie jakim darzyłam Ciebie będzie tym jedynym. Omamiło mnie to cierpienie, wiesz? Manipulowało mną, a wraz z nim Ty. To nie była równa gra, przyznaj. Od samego początku miałeś nade mną przewagę, a co miałam ja? Złamane serce to niewiele jak na to co mogłabym otrzymać. Długo próbowałam Cię zrozumieć, ale każde tłumaczenie, które rodziło się w mojej głowie dziś jest już niewystarczające. Od momentu kiedy potrafię stanąć z boku i spojrzeć na nas trzeźwym spojrzeniem widzę wyraźnie, że żadne usprawiedliwienie nie jest dostatecznie dobre. Nikt nie ma prawa krzywdzić i nikt nie ma prawa robić tego w taki sposób. Długo mnie dobijałeś swoim pojawianiem się w moim życiu, och, oboje liczyliśmy na coś zupełnie innego. Jest mi czasem przykro jak wiele dni mi zmarnowałeś. Odchodząc w ten zimny dzień powinieneś odejść na zawsze, bez wracania dla złudnych nadziei czy sprawdzenia czy czekam. Czekałam wystarczająco długo, ale wiesz, wszystko ma swój termin przydatności. Moje uczucia wygasły kiedy kolejny raz, nie wiem, może nieświadomie z nich zadrwiłeś. Musiałam otoczyć swoje serce murem, którego nie zburzysz, Boże, dlaczego miałeś nade mną taką władzę? Miałeś mnie uskrzydlać, a te skrzydła podciąłeś i to w takim miejscu, w którym uniemożliwiało im to szansę odrośnięcia. Nie wiem dlaczego teraz uśmiecham się do siebie, przecież to tak bolało, tak bolało kiedy włożyłeś rękę w moją klatkę piersiową i zacząłeś w niej grzebać rozrywając mi serce. Och, może to dlatego, że stałeś mi się obojętny. Długo nad tym pracowałam, a Ty... lubiłeś mieszać mi w życiu. Niesamowity z Ciebie człowiek, niesamowicie potrafiłeś wzbudzić we mnie tyle skrajnych uczuć. Ale dziś oddycham lekko, z dala od Ciebie i tego co przeżyłam. Nie zliczę ilości prób jakich podjęłam aby stanąć w miejscu, w którym stoję, ale najważniejsze, że się udało. Jakoś sobie poradziłam, chociaż nigdy nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Zniszczyłeś we mnie wiele, to odbija się na moim obecnym życiu, ale dałeś mi też pewną siłę. Nie wiem czy właśnie taki był Twój cel w moim życiu, ale w sumie szkoda, że nasza historia musiała wyglądać w taki sposób.
Dziś... żegnam się z Tobą po raz ostatni, widzisz, ja nie potrafię odchodzić bez słowa - w przeciwieństwie do Ciebie. Pozwól mi żyć swoim własnym życiem i błagam, nie wracaj już. Życzę Ci szczęścia gdzieś tam daleko, ale nie wracaj już do mnie, nie psuj niczego, ja Ci już nie zaufam. Między nami nie ma już zupełnie niczego i w końcu mnie to nie przeraża. Mam swoje życie po Tobie. Stworzyłam je i nie chcę aby cokolwiek mi je zniszczyło.
Zapomnij o mnie tak jak ja zapomnę o Tobie.
P.S. Moje serce należy już do kogoś zupełnie innego, nie masz po co przychodzić.
czwartek, 10 grudnia 2015
czwartek, 26 listopada 2015
Cena cudzego szczęścia
Patrząc prosto w jego oczy chciałam aby moje ciało stało się idealnym domem dla jego serca. Nie pragnęłam niczego więcej poza miłością, która wylewając się z naszych serc idealnie wypełniałaby codzienność. To była taka zwykła potrzeba istnienia w czyimś życiu i przygarnięcia go do siebie. To była chęć rozświetlania codzienności i bycia oparciem dla kogoś kto znaczy odrobinę więcej niż każdy inny na tym świecie. I mając jego u swojego boku czułam, że los podarował mi człowieka, dla którego chciałam istnieć nie zważając na nic innego. Liczyło się tylko szczęście, które mogłam wyczytać z jego twarzy, liczyła się chwila, która dawała mi do zrozumienia, że osiągnęłam wszystko, że nie ma niczego więcej czego mogłabym oczekiwać od życia. Potrzebowałam go, każdego dnia potrzebowałam jego osoby, bo to on napędzał mój świat i dodawał barw rzeczywistości. W zamian chciałam podarować mu to samo, chciałam być dla niego drugim życiem, a może tym pierwszym, ważniejszym. I myślałam, że naprawdę tak jest, że widział we mnie tą cholerną iskierkę, która rozpalała jego duszę do czerwoności, która dawała mu siły i sprawiała, że nie chciał szukać niczego innego. Uwierzyłam w iluzję, w coś czego nigdy nie było, wystawiłam siebie na taką trudną próbę, na cierpienie tylko dlatego, że chciałam komuś podarować poczucie szczęścia i bliskości. Tym wszystkim zamroziłam swoje serce i swoje uczucia. Odebrałam sobie możliwość dzielenia się radością z kimś innym. To ja jestem sobie winna, bo znów postawiłam kogoś ponad sobą, znów próbowałam zadbać o drugą osobę, o jej szczęście.
Być może zbyt zachłannie walczyłam o stanie się częścią jego codzienności, ale nigdy nie miałam złych intencji. Jednak teraz czuję skutki każdego wcześniejszego działania. Odczuwam ból, zmagam się z poczuciem odrzucenia i kolejny raz zapominam o sobie w nadziei, że wszystko przyjdzie samo. W środku jestem zniszczona, poturbowana przez próby zasiania czegoś co od początku spisane było na straty. Jednak człowiek najczęściej nie jest w stanie przewidzieć tego, co czeka go w życiu, nie wie dokąd zawędruje obierając tą, a nie inną drogę.
Myślisz, że robisz dobrze, ja tak właśnie myślałam kiedy robiłam wszystko aby moje i jego życie stało się tym jednym spójnym. Ale takie myślenie to trochę za mało, człowiek nie zawsze dostaje od życia to czego najbardziej w chwili obecnej oczekuje. Ja przekonałam się o tym w momencie kiedy wszystko wokół mnie uświadomiło mi, że jestem dla niego niewystarczalna.
Byłam dla niego kimś nieodpowiednim, chociaż on dla mnie był tym idealnym.
https://www.youtube.com/watch?v=g4UDeQTjMYk
Być może zbyt zachłannie walczyłam o stanie się częścią jego codzienności, ale nigdy nie miałam złych intencji. Jednak teraz czuję skutki każdego wcześniejszego działania. Odczuwam ból, zmagam się z poczuciem odrzucenia i kolejny raz zapominam o sobie w nadziei, że wszystko przyjdzie samo. W środku jestem zniszczona, poturbowana przez próby zasiania czegoś co od początku spisane było na straty. Jednak człowiek najczęściej nie jest w stanie przewidzieć tego, co czeka go w życiu, nie wie dokąd zawędruje obierając tą, a nie inną drogę.
Myślisz, że robisz dobrze, ja tak właśnie myślałam kiedy robiłam wszystko aby moje i jego życie stało się tym jednym spójnym. Ale takie myślenie to trochę za mało, człowiek nie zawsze dostaje od życia to czego najbardziej w chwili obecnej oczekuje. Ja przekonałam się o tym w momencie kiedy wszystko wokół mnie uświadomiło mi, że jestem dla niego niewystarczalna.
Byłam dla niego kimś nieodpowiednim, chociaż on dla mnie był tym idealnym.
https://www.youtube.com/watch?v=g4UDeQTjMYk
czwartek, 25 czerwca 2015
Pokonać cierpienie
Wracam tam tylko po to, aby jeszcze raz zrozumieć sens przebytego cierpienia i tęsknoty, która przybierała kształt mojego kruchego serca. Zaglądam do starych kątów w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które błąkają się w mojej głowie od zbyt długiego czasu. I chociaż powoli i skrupulatnie analizuję chwilę po chwili to odpowiedzi nadal brak.
Ja już wiem, nie wszystko w życiu jest proste i logiczne, czasem zdarzają się sytuacje, które będą wbijać szpilkę w serce za każdym razem kiedy wrócą do naszej głowy, nawet jeżeli minie kilka lat. Człowiek jedynie z czasem staje się odporny na ból jaki zadaje przeszłość, ale mimo to nadal w jakimś stopniu jest jej więźniem. Muszę więc zastanowić się co zrobić, aby szczelnie pozamykać wszystkie drzwi prowadzące do dawnych chwil, jak sprawić aby to co zdarzyło się dawniej nie miało już takiego znaczenia.
Wiele osób mówiło mi, że to czas aby wyeliminować przeszłość, uczucia, tęsknotę. Ale jak wyeliminować miłość, która tli się w moim sercu mimo ran jakie nadal w sobie noszę? Jak zrobić kolejny krok do przodu? Jak zapomnieć o wszystkich chwilach? Może najlepszym rozwiązaniem byłoby wyrwanie sobie serca i pogrzebanie go razem z wspomnieniami gdzieś tak głęboko gdzie nikt go nie znajdzie, gdzie nikomu nie przyjdzie na myśl aby znów ocucić tą miłość, która włożyła we mnie tyle sprzecznych uczuć? Och tak, to brzmi tak prosto, tak dobrze, ale tak bardzo niemożliwie. Pozostało mi więc bicie się z własnymi myślami i zmuszanie się do rozstania z przeszłością, zmuszanie do zmian, których tak się boję.
Jednak mimo to siadam w ciemnościach i mówię sobie, że dam radę, że to ten moment, ale w głębi siebie jestem tak cholernie zrezygnowana, bo ilość prób jaką podjęłam jest już tak duża, że brak mi sił, aby walczyć ten kolejny raz. I chciałabym płakać i mówić wszystkim, że sobie nie radzę, no tak bardzo sobie nie radzę, bo moje myśli jak uparte krążą tylko wokół jego i tych chwil, które od dawna nie powinny we mnie istnieć, ale nie mogę, wiem, że już teraz nie mogę, bo muszę być twarda. Muszę pokazywać, że wszystko jest dobrze, przecież kto tak długo rozpamiętuje, kto kocha kogoś kogo nie ma? To nie jest normalne, ja nie jestem normalna, ale czy ktoś próbuje mnie zrozumieć?
Dla nich czas mojego cierpienia już się skończył, teraz mogę przeżywać tylko w sobie. Dla wszystkich innych postradałam zmysły. I może mają rację. Może ja oszalałam na punkcie swojej miłości.
https://www.youtube.com/watch?v=lAwYodrBr2Q
Ja już wiem, nie wszystko w życiu jest proste i logiczne, czasem zdarzają się sytuacje, które będą wbijać szpilkę w serce za każdym razem kiedy wrócą do naszej głowy, nawet jeżeli minie kilka lat. Człowiek jedynie z czasem staje się odporny na ból jaki zadaje przeszłość, ale mimo to nadal w jakimś stopniu jest jej więźniem. Muszę więc zastanowić się co zrobić, aby szczelnie pozamykać wszystkie drzwi prowadzące do dawnych chwil, jak sprawić aby to co zdarzyło się dawniej nie miało już takiego znaczenia.
Wiele osób mówiło mi, że to czas aby wyeliminować przeszłość, uczucia, tęsknotę. Ale jak wyeliminować miłość, która tli się w moim sercu mimo ran jakie nadal w sobie noszę? Jak zrobić kolejny krok do przodu? Jak zapomnieć o wszystkich chwilach? Może najlepszym rozwiązaniem byłoby wyrwanie sobie serca i pogrzebanie go razem z wspomnieniami gdzieś tak głęboko gdzie nikt go nie znajdzie, gdzie nikomu nie przyjdzie na myśl aby znów ocucić tą miłość, która włożyła we mnie tyle sprzecznych uczuć? Och tak, to brzmi tak prosto, tak dobrze, ale tak bardzo niemożliwie. Pozostało mi więc bicie się z własnymi myślami i zmuszanie się do rozstania z przeszłością, zmuszanie do zmian, których tak się boję.
Jednak mimo to siadam w ciemnościach i mówię sobie, że dam radę, że to ten moment, ale w głębi siebie jestem tak cholernie zrezygnowana, bo ilość prób jaką podjęłam jest już tak duża, że brak mi sił, aby walczyć ten kolejny raz. I chciałabym płakać i mówić wszystkim, że sobie nie radzę, no tak bardzo sobie nie radzę, bo moje myśli jak uparte krążą tylko wokół jego i tych chwil, które od dawna nie powinny we mnie istnieć, ale nie mogę, wiem, że już teraz nie mogę, bo muszę być twarda. Muszę pokazywać, że wszystko jest dobrze, przecież kto tak długo rozpamiętuje, kto kocha kogoś kogo nie ma? To nie jest normalne, ja nie jestem normalna, ale czy ktoś próbuje mnie zrozumieć?
Dla nich czas mojego cierpienia już się skończył, teraz mogę przeżywać tylko w sobie. Dla wszystkich innych postradałam zmysły. I może mają rację. Może ja oszalałam na punkcie swojej miłości.
https://www.youtube.com/watch?v=lAwYodrBr2Q
wtorek, 5 maja 2015
Początek bolącego końca.
Chciałam policzyć wszystkie dni, w których oplatała mnie tęsknota, ale nie starczyło mi sił, bo szybko uświadomiłam sobie, że było ich za wiele. Bolesne uczucia przyparły mnie do ściany i wyraźnie pokazały, że każda cząstka mojego ciała, nawet ta elementarna, ta najmniejsza przeszyta została bólem. Życie w samotności i świadomości odrzucenia daje w kość na każdym etapie. Nie zawsze tylko na początku jest trudno. Czasami najtrudniej jest pod sam koniec, kiedy skrupulatnie nagromadzone negatywne emocje zaczynają przepełniać nasz mały organizm. Nikt nie jest w stanie zatrzymywać w sobie wszystkiego tak bez końca. Nasza dusza nie jest z gumy, nie rozciągnie się. Ona nie jest też gąbką i nie pochłonie bólu. Każde uczucie od tej duszy się odbije, a później wpadnie prosto w serce tworząc małe, bolesne ranki, które wcale nie chcą się goić. Jednak każdy ma odmienny czas swojej odporności. Odporności, bo miłość to prawie jak choroba, która nieleczona może zabić, może zrujnować zdrowie i życie człowieka.
I ja właśnie jestem przykładem tego, że całe życie po rozstaniu jest o wiele trudniejsze niż samo rozstanie i te kilka dni po. To ja jestem przykładem, że koniec jest o wiele bardziej wykończający, że może nawet tak nie boli, ale męczy, zabiera wszelkie siły i nadzieje na to, że jeszcze kiedyś będzie dobrze. Bo przecież, ile można trwać w takiej próżni, takiej krainie bez przyszłości? Każdy dzień zdaje się być katorgą dla serca. Każdy wieczór staje się momentem, w którym modli się o zmiany. Dodatkowo dochodzą jeszcze myśli i pytania, które nie dają spokoju. Dlaczego inni potrafią pozbierać się po utracie ukochanego, a ja nie? Co jest we mnie innego, co sprawiło, że mnie to wszystko bardziej i dłużej boli? Zawsze chciałam być normalną dziewczyną, która miała kilka niezbyt poważnych, w sumie szczeniackich związków na koncie. Chciałam być tą, która od młodych lat uczyła się jak kochać, jak żyć we dwoje. Jednak ja nigdy taka nie byłam. Od zawsze bałam się odrzucenia, bałam się porażki. Zupełnie tak jakbym chorowała na coś czego nie da się zdefiniować. A później przyszła miłość wywracając moje życie do góry nogami i raniąc mnie do tego stopnia, że nie miałam ochoty tak dalej żyć.
I ja właśnie jestem przykładem tego, że całe życie po rozstaniu jest o wiele trudniejsze niż samo rozstanie i te kilka dni po. To ja jestem przykładem, że koniec jest o wiele bardziej wykończający, że może nawet tak nie boli, ale męczy, zabiera wszelkie siły i nadzieje na to, że jeszcze kiedyś będzie dobrze. Bo przecież, ile można trwać w takiej próżni, takiej krainie bez przyszłości? Każdy dzień zdaje się być katorgą dla serca. Każdy wieczór staje się momentem, w którym modli się o zmiany. Dodatkowo dochodzą jeszcze myśli i pytania, które nie dają spokoju. Dlaczego inni potrafią pozbierać się po utracie ukochanego, a ja nie? Co jest we mnie innego, co sprawiło, że mnie to wszystko bardziej i dłużej boli? Zawsze chciałam być normalną dziewczyną, która miała kilka niezbyt poważnych, w sumie szczeniackich związków na koncie. Chciałam być tą, która od młodych lat uczyła się jak kochać, jak żyć we dwoje. Jednak ja nigdy taka nie byłam. Od zawsze bałam się odrzucenia, bałam się porażki. Zupełnie tak jakbym chorowała na coś czego nie da się zdefiniować. A później przyszła miłość wywracając moje życie do góry nogami i raniąc mnie do tego stopnia, że nie miałam ochoty tak dalej żyć.
środa, 18 marca 2015
Impas
Patrzysz na kalendarz - minął kolejny miesiąc. Patrzysz w głąb siebie - dziwnie pusto. Mówili, że miłość jest łatwa, że dodaje skrzydeł. Dlaczego więc ja ciągle widzę ślepą uliczkę?
Codziennie to samo, ta sama przeraźliwa pustka i tęsknota, chociaż nawet nie wiem za czym bardziej tęsknię. Nie wiem czy za jego osobą czy za każdym doznaniem jakie dawała mi jego obecność. Jest cholernie trudno kiedy tak bardzo chcesz zacząć nowe życie, kiedy chcesz ułożyć sobie codzienność z drugą osobą, ale równocześnie tak strasznie się tego boisz, że rezygnujesz w momencie kiedy ktoś zbliża się troszkę bardziej. Jasne, spotykasz wielu interesujących i pociągających mężczyzn, wyobrażasz sobie jakby to było gdyby Wam wyszło, ale nagle ktoś w głębi duszy pstryka palcami i cała magia mija. Nagle przypomina Ci się ból złamanych obietnic i odpuszczasz. A w sumie to nie dopuszczasz tej osoby do siebie, bo nie widzisz sensu w swojej przyszłości.
Boże, to jest takie trudne, takie wyniszczające. Czuję jakbym nie umiała normalnie żyć, jakby moje funkcjonowanie nie miało właściwego sensu. Potrzebuje ciepła, ale jednak odrzucam każdą możliwość jego otrzymania. Czasem mam wrażenie, że to jest chore, że tak nie powinno się dziać. Po rozstaniu powinno się płakać tylko przez chwilę. Przez chwilę powinno się tęsknić, ale zaraz, za moment powinno się zapomnieć i wpaść w wir nowych doświadczeń. Tak powinno być. Powinno być łatwo, krótko, mniej boleśnie. Ale nie u mnie. W moim życiu droga pędzi pod górkę. Większy ból, dłuższa żałoba i to serce, to cholerne, złamane na milion kawałków serce, które nie pozwala mi pokochać nikogo innego. Chcę pozbyć się swojej przeszłości. Chcę sprawić żeby zniknęła, żeby żadna cząstka mojego ciała nie pamiętała, że kiedykolwiek kochałam tak mocno, że noce spędzałam na zabijaniu samej siebie, bo nie mogłam wytrzymać tego rozstania, tej bezsilności, że nie da się zrobić już nic. Jednak wiem, że tak się nie da. Ja będę kochać go już zawsze, nawet jeżeli ma to boleć przez kolejnych kilka lat. Jestem skazana na to trudne uczucie, na płacenie za czyjeś cierpienie swoim cierpieniem. I chociaż wiem, że on tego nie chciał to skrzywdził mnie najbardziej na świecie.
Och ironio, on mnie prawie zabił, a ja i tak nadal go kocham.
Kocham.
https://www.youtube.com/watch?v=RB-RcX5DS5A
Codziennie to samo, ta sama przeraźliwa pustka i tęsknota, chociaż nawet nie wiem za czym bardziej tęsknię. Nie wiem czy za jego osobą czy za każdym doznaniem jakie dawała mi jego obecność. Jest cholernie trudno kiedy tak bardzo chcesz zacząć nowe życie, kiedy chcesz ułożyć sobie codzienność z drugą osobą, ale równocześnie tak strasznie się tego boisz, że rezygnujesz w momencie kiedy ktoś zbliża się troszkę bardziej. Jasne, spotykasz wielu interesujących i pociągających mężczyzn, wyobrażasz sobie jakby to było gdyby Wam wyszło, ale nagle ktoś w głębi duszy pstryka palcami i cała magia mija. Nagle przypomina Ci się ból złamanych obietnic i odpuszczasz. A w sumie to nie dopuszczasz tej osoby do siebie, bo nie widzisz sensu w swojej przyszłości.
Boże, to jest takie trudne, takie wyniszczające. Czuję jakbym nie umiała normalnie żyć, jakby moje funkcjonowanie nie miało właściwego sensu. Potrzebuje ciepła, ale jednak odrzucam każdą możliwość jego otrzymania. Czasem mam wrażenie, że to jest chore, że tak nie powinno się dziać. Po rozstaniu powinno się płakać tylko przez chwilę. Przez chwilę powinno się tęsknić, ale zaraz, za moment powinno się zapomnieć i wpaść w wir nowych doświadczeń. Tak powinno być. Powinno być łatwo, krótko, mniej boleśnie. Ale nie u mnie. W moim życiu droga pędzi pod górkę. Większy ból, dłuższa żałoba i to serce, to cholerne, złamane na milion kawałków serce, które nie pozwala mi pokochać nikogo innego. Chcę pozbyć się swojej przeszłości. Chcę sprawić żeby zniknęła, żeby żadna cząstka mojego ciała nie pamiętała, że kiedykolwiek kochałam tak mocno, że noce spędzałam na zabijaniu samej siebie, bo nie mogłam wytrzymać tego rozstania, tej bezsilności, że nie da się zrobić już nic. Jednak wiem, że tak się nie da. Ja będę kochać go już zawsze, nawet jeżeli ma to boleć przez kolejnych kilka lat. Jestem skazana na to trudne uczucie, na płacenie za czyjeś cierpienie swoim cierpieniem. I chociaż wiem, że on tego nie chciał to skrzywdził mnie najbardziej na świecie.
Och ironio, on mnie prawie zabił, a ja i tak nadal go kocham.
Kocham.
https://www.youtube.com/watch?v=RB-RcX5DS5A
niedziela, 22 lutego 2015
List do miłości
Kiedy mija zbyt wiele dni, w człowieku coś się gubi. Niektóre uczucia się wypalają, wspomnienia blakną, a emocje odchodzą na boczny tor. Po prostu przychodzi moment kiedy człowiek nie jest już tym samym człowiekiem, ale zupełnie inną osobą traktującą całą swoją przeszłość jako lekcję życiową, która może przynieść odpowiednie wnioski. I ja myślałam, że tak będzie ze mną, że to naprawdę się uda, bo przecież czas zmienia wszystko - zmienia otoczenie zabierając mu barwy, a później wlewając je od nowa, zmienia ludzi, dźwięki, odczucia. Ale jednak we mnie pozostało coś czego nic nie dało rady zmienić.
Owszem, przybyło mi lat, wspomnień, doświadczeń i kilka nowych marzeń. Zmieniłam swoje spojrzenie na świat, dojrzałam, ale to ciągle za mało by móc powiedzieć, że jestem zupełnie inna niż wtedy kiedy widziałeś mnie po raz ostatni. Mimo rozbitego serca i poobijanej duszy ja nadal Cię kocham i widzę w Tobie swoje życie. Tego nie było w stanie odebrać mi nic, żaden mijający dzień nie był w stanie ugasić mojej miłości. Być może po prostu to Ty byłeś tym przeznaczonym właśnie mi, może Ty miałeś prowadzić mnie przez świat. Ludzie mówią, że niemożliwa jest miłość nieodwzajemniona, ale ja jednak Cię pokochałam. Dałeś mi tyle powodów abym mogła zasiać w sercu to wspaniałe uczucie i ja to zrobiłam bez większych wątpliwości. Po prostu to Ty byłeś ważniejszy niż cała reszta i to Ciebie chciałam mieć przy sobie. Nigdy nie żałowałam, że trafiłeś do mojego życia, nigdy nie chciałam cofnąć czasu i powiedzieć sobie 'nie, tym razem go nie poznasz', bo poznanie Ciebie wprowadziło mnie do tej lepszej, szczęśliwszej części świata jaką może poznać człowiek. Nie ma słów jakimi mogłabym opisać wdzięczność za każdy uśmiech jaki mi dałeś, za każdą chwilę radości i tej magii. O późniejszym cierpieniu nie chcę mówić, bo to niczego nie zmieni. Nic nie sprawi, że zapomnę, ale wiem, że mogę to cierpienie ukryć gdzieś głęboko w sobie tak aby nie torowało drogi do przyszłości.
Jednak popatrz, nawet rozrywający mnie od środka ból nie podołał sile miłości. Żal, tęsknota i łzy też nie odebrały mi uczuć do Ciebie. Może i jestem wariatką, może postradałam zmysły, ale wiedz, że ta wariatka kocha Cię do takiego stopnia, że byłaby gotowa oddać wszystko dla Ciebie, bo to Ty jesteś najistotniejszy. Może to przykład tego, że miłość nie ginie, że jest ona w stanie przetrwać wszystko. Moja miłość płonie w moim sercu nawet pomimo tego, że odszedłeś tyle dni temu. Dla niej to bez znaczenia, że Cię nie ma. Pojawiłeś się w moim świecie raz i pozostałeś w nim na zawsze, a ja już zawsze będę Cię kochać.
I Cię kocham, tak po prostu, bez żadnego powodu kocham najmocniej na świecie. Jesteś moim wszystkim, pamiętaj.
P.S. Trzymam w dłoni swoje serce i mam nadzieję, że wreszcie po nie wrócisz.
https://www.youtube.com/watch?v=DAMM8JVbr8g
Owszem, przybyło mi lat, wspomnień, doświadczeń i kilka nowych marzeń. Zmieniłam swoje spojrzenie na świat, dojrzałam, ale to ciągle za mało by móc powiedzieć, że jestem zupełnie inna niż wtedy kiedy widziałeś mnie po raz ostatni. Mimo rozbitego serca i poobijanej duszy ja nadal Cię kocham i widzę w Tobie swoje życie. Tego nie było w stanie odebrać mi nic, żaden mijający dzień nie był w stanie ugasić mojej miłości. Być może po prostu to Ty byłeś tym przeznaczonym właśnie mi, może Ty miałeś prowadzić mnie przez świat. Ludzie mówią, że niemożliwa jest miłość nieodwzajemniona, ale ja jednak Cię pokochałam. Dałeś mi tyle powodów abym mogła zasiać w sercu to wspaniałe uczucie i ja to zrobiłam bez większych wątpliwości. Po prostu to Ty byłeś ważniejszy niż cała reszta i to Ciebie chciałam mieć przy sobie. Nigdy nie żałowałam, że trafiłeś do mojego życia, nigdy nie chciałam cofnąć czasu i powiedzieć sobie 'nie, tym razem go nie poznasz', bo poznanie Ciebie wprowadziło mnie do tej lepszej, szczęśliwszej części świata jaką może poznać człowiek. Nie ma słów jakimi mogłabym opisać wdzięczność za każdy uśmiech jaki mi dałeś, za każdą chwilę radości i tej magii. O późniejszym cierpieniu nie chcę mówić, bo to niczego nie zmieni. Nic nie sprawi, że zapomnę, ale wiem, że mogę to cierpienie ukryć gdzieś głęboko w sobie tak aby nie torowało drogi do przyszłości.
Jednak popatrz, nawet rozrywający mnie od środka ból nie podołał sile miłości. Żal, tęsknota i łzy też nie odebrały mi uczuć do Ciebie. Może i jestem wariatką, może postradałam zmysły, ale wiedz, że ta wariatka kocha Cię do takiego stopnia, że byłaby gotowa oddać wszystko dla Ciebie, bo to Ty jesteś najistotniejszy. Może to przykład tego, że miłość nie ginie, że jest ona w stanie przetrwać wszystko. Moja miłość płonie w moim sercu nawet pomimo tego, że odszedłeś tyle dni temu. Dla niej to bez znaczenia, że Cię nie ma. Pojawiłeś się w moim świecie raz i pozostałeś w nim na zawsze, a ja już zawsze będę Cię kochać.
I Cię kocham, tak po prostu, bez żadnego powodu kocham najmocniej na świecie. Jesteś moim wszystkim, pamiętaj.
P.S. Trzymam w dłoni swoje serce i mam nadzieję, że wreszcie po nie wrócisz.
https://www.youtube.com/watch?v=DAMM8JVbr8g
środa, 11 lutego 2015
Kartka z pamiętnika
Kiedyś wymyśliłam sobie, że dobrze byłoby trafić na swoją miłość tak jak dzieje się to w filmach. Żyłam w jakiejś iluzji, którą sama sobie wytworzyłam. Jednak w moim życiu rozczarowanie goniło za rozczarowaniem, a ja w pewnym momencie miałam już tego dosyć. Nie wiedziałam co los przygotował dla mnie, ale stwierdziłam, że będę na to czekać w spokoju. Chociaż już nawet nie czekałam, ja po prostu stałam się gotowa na wszystko. I właśnie chyba ta postawa była kluczowa, bo wtedy zaczęło zmieniać się całe moje życie, wtedy wtargnął on.
Nie wiem czy to przypadek czy przeznaczenie, ale wszystko toczyło się jakby po ułożonym wcześniej schemacie. Każdy element doskonale do siebie pasował. Najpierw długo planowałam imprezę w pewien kwietniowy piątek, ale kiedy ta impreza się zbliżała ja czułam, że nie mogę na niej się pojawić. Wewnętrzne poczucie mówiło mi, że to nie jest mój dzień, a imprezę trzeba przełożyć na niedzielę. Nie wiem jak, ale to się udało. Pojechaliśmy w niedziele. I chyba tak musiało być, bo to właśnie wtedy poznałam jego. Stał z boku i obserwował bawiący się tłum ludzi. Wysoki brunet, najprzystojniejszy spośród wszystkich, a ja byłam tylko zagubioną osiemnastolatką, więc nie liczyłam na nic, ciągle miałam wrażenie, że nie zwróci na mnie swojej uwagi, nie on. Ale zwrócił, bo nie wiem kiedy, a już piliśmy drinki w barze. Pamiętam jego słowa, pamiętam jego uśmiech i to jak poczułam, że muszę poznać go bardziej. Nie rozumiałam siebie, swojej reakcji, ale on tak bardzo mnie intrygował, że nie potrafiłam inaczej. Wymyśliłam sobie plan, który wcielałam w życie i już kolejnego dnia rozmawialiśmy przez kilka godzin próbując dowiedzieć się o sobie czegoś więcej.
Później też nie mogłam mu odpuścić, więc to ja zaproponowałam pierwsze spotkanie. Doskonale pamiętam chwilę kiedy przyjechał pod mój dom, a ja na jego widok niemalże zemdlałam z wrażenia. Nie znałam go, ale mimo to wydawało mi się, że rozmawiam z osobą, która jest w moim życiu od dawna. Już wtedy czułam, że nie chcę się z nim rozstawać, że chce mieć tylko jego i że tylko on jest dla mnie tak ważny.
Z każdym tygodniem układało nam się lepiej, a ja byłam gotowa oddać mu wszystko co miałam. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że to jest ten człowiek, którego szuka się przez całe życie. Chociaż nie mieliśmy długiego stażu swojego związku to jednak ja już wtedy wiedziałam, że to jest mężczyzna mojego życia. Tylko on sprawiał, że czułam się tak bardzo wyjątkowa, tylko on dotykał mnie w tak niezwykły sposób, tylko on całował mnie tak jakby zaraz miał skończyć się świat, a nasz pocałunek miał być tym ostatnim. To on uczył mnie życia i stawiania czoła wszelkim przeszkodom, bo ich mieliśmy wiele od samego początku.
To wszystko było takie niezwykłe, ja szalałam na jego punkcie i tylko prosiłam Boga aby to nigdy się nie skończyło. Pragnęłam być jego żoną, matką jego dzieci i kimś dla kogo wracałby do domu każdego wieczora.
Jednak każda bajka ma swój koniec, więc przyszedł też czas i na nas. Chyba nigdy nie zapomnę tego pustego, zimnego wieczora kiedy siedziałam w jego ciemnym pokoju i mówiłam, prosiłam, błagałam, a on tylko siedział bez słowa i nawet na mnie nie spojrzał. Już wtedy wiedziałam, że przechodzimy przez trudny okres, ale moje serce kazało mi wierzyć, że za chwilę wszystko się ułoży. Ale nie ułożyło się. On odsuwał się ode mnie coraz bardziej, a ja stawałam na głowie żeby naprawić nas i włożyć w niego wszystkie te uczucia, które panowały między nami przez ostatnie miesiące. Tylko nie wiedziałam dlaczego on tego nie chciał. Stawał się tak bardzo obcy, aż w końcu... po prostu odszedł.
Nie pamiętam za wiele z tamtego okresu, bo nasze rozstanie kosztowało mnie naprawdę dużo. Poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce, jakby zabił we mnie wszystko to co narodziło się w chwili kiedy po raz pierwszy zobaczyłam jego. Nie umiałam normalnie funkcjonować, więc szukałam na to jakiegoś sposobu, próbowałam ratować się i zapomnieć, tak po prostu zapomnieć. Były imprezy, byli nowi faceci, ale był też ból który nie chciał mnie opuścić. Rozpadałam się pod wpływem swojej tęsknoty i rozpadam się nadal chociaż zaraz miną dwa lata.
To właśnie jego pokochałam tak jak kiedyś marzyłam, to on był tym człowiekiem, który przyprawiał mnie o dreszcze, którego kochała każda cząstka mojego ciała.
Ale on nie kochał mnie, a moje uczucia nie wystarczyły żeby to zmienić. I teraz nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek poczuję to samo, czy moje serce zabije pięć razy szybciej na widok jakiegokolwiek innego mężczyzny.
Czasem mam wrażenie, że uczucie takiego spełnienia czuje się tylko raz w życiu, a ja już to poczułam.
https://www.youtube.com/watch?v=nCkpzqqog4k
Nie wiem czy to przypadek czy przeznaczenie, ale wszystko toczyło się jakby po ułożonym wcześniej schemacie. Każdy element doskonale do siebie pasował. Najpierw długo planowałam imprezę w pewien kwietniowy piątek, ale kiedy ta impreza się zbliżała ja czułam, że nie mogę na niej się pojawić. Wewnętrzne poczucie mówiło mi, że to nie jest mój dzień, a imprezę trzeba przełożyć na niedzielę. Nie wiem jak, ale to się udało. Pojechaliśmy w niedziele. I chyba tak musiało być, bo to właśnie wtedy poznałam jego. Stał z boku i obserwował bawiący się tłum ludzi. Wysoki brunet, najprzystojniejszy spośród wszystkich, a ja byłam tylko zagubioną osiemnastolatką, więc nie liczyłam na nic, ciągle miałam wrażenie, że nie zwróci na mnie swojej uwagi, nie on. Ale zwrócił, bo nie wiem kiedy, a już piliśmy drinki w barze. Pamiętam jego słowa, pamiętam jego uśmiech i to jak poczułam, że muszę poznać go bardziej. Nie rozumiałam siebie, swojej reakcji, ale on tak bardzo mnie intrygował, że nie potrafiłam inaczej. Wymyśliłam sobie plan, który wcielałam w życie i już kolejnego dnia rozmawialiśmy przez kilka godzin próbując dowiedzieć się o sobie czegoś więcej.
Później też nie mogłam mu odpuścić, więc to ja zaproponowałam pierwsze spotkanie. Doskonale pamiętam chwilę kiedy przyjechał pod mój dom, a ja na jego widok niemalże zemdlałam z wrażenia. Nie znałam go, ale mimo to wydawało mi się, że rozmawiam z osobą, która jest w moim życiu od dawna. Już wtedy czułam, że nie chcę się z nim rozstawać, że chce mieć tylko jego i że tylko on jest dla mnie tak ważny.
Z każdym tygodniem układało nam się lepiej, a ja byłam gotowa oddać mu wszystko co miałam. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że to jest ten człowiek, którego szuka się przez całe życie. Chociaż nie mieliśmy długiego stażu swojego związku to jednak ja już wtedy wiedziałam, że to jest mężczyzna mojego życia. Tylko on sprawiał, że czułam się tak bardzo wyjątkowa, tylko on dotykał mnie w tak niezwykły sposób, tylko on całował mnie tak jakby zaraz miał skończyć się świat, a nasz pocałunek miał być tym ostatnim. To on uczył mnie życia i stawiania czoła wszelkim przeszkodom, bo ich mieliśmy wiele od samego początku.
To wszystko było takie niezwykłe, ja szalałam na jego punkcie i tylko prosiłam Boga aby to nigdy się nie skończyło. Pragnęłam być jego żoną, matką jego dzieci i kimś dla kogo wracałby do domu każdego wieczora.
Jednak każda bajka ma swój koniec, więc przyszedł też czas i na nas. Chyba nigdy nie zapomnę tego pustego, zimnego wieczora kiedy siedziałam w jego ciemnym pokoju i mówiłam, prosiłam, błagałam, a on tylko siedział bez słowa i nawet na mnie nie spojrzał. Już wtedy wiedziałam, że przechodzimy przez trudny okres, ale moje serce kazało mi wierzyć, że za chwilę wszystko się ułoży. Ale nie ułożyło się. On odsuwał się ode mnie coraz bardziej, a ja stawałam na głowie żeby naprawić nas i włożyć w niego wszystkie te uczucia, które panowały między nami przez ostatnie miesiące. Tylko nie wiedziałam dlaczego on tego nie chciał. Stawał się tak bardzo obcy, aż w końcu... po prostu odszedł.
Nie pamiętam za wiele z tamtego okresu, bo nasze rozstanie kosztowało mnie naprawdę dużo. Poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce, jakby zabił we mnie wszystko to co narodziło się w chwili kiedy po raz pierwszy zobaczyłam jego. Nie umiałam normalnie funkcjonować, więc szukałam na to jakiegoś sposobu, próbowałam ratować się i zapomnieć, tak po prostu zapomnieć. Były imprezy, byli nowi faceci, ale był też ból który nie chciał mnie opuścić. Rozpadałam się pod wpływem swojej tęsknoty i rozpadam się nadal chociaż zaraz miną dwa lata.
To właśnie jego pokochałam tak jak kiedyś marzyłam, to on był tym człowiekiem, który przyprawiał mnie o dreszcze, którego kochała każda cząstka mojego ciała.
Ale on nie kochał mnie, a moje uczucia nie wystarczyły żeby to zmienić. I teraz nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek poczuję to samo, czy moje serce zabije pięć razy szybciej na widok jakiegokolwiek innego mężczyzny.
Czasem mam wrażenie, że uczucie takiego spełnienia czuje się tylko raz w życiu, a ja już to poczułam.
https://www.youtube.com/watch?v=nCkpzqqog4k
czwartek, 5 lutego 2015
Znaczenie obietnic
Ile kosztuje złożenie obietnicy? A ile kosztuje jej dotrzymanie?
Pewnie każdy z Was kiedyś składał komuś obietnice, bądź słyszał je skierowane w swoją stronę. Najpierw jest radość, bo kiedy słyszy się "obiecuję być przy Tobie", "obiecuję Cię tam zabrać", "obiecuję spełniać każde Twoje marzenie" czuje się, że wszystko jest piękniejsze, a osoba, która stoi obok czyni z nas kogoś najważniejszego w swoim życiu. Wtedy świat staje na głowie, ale jest dobrze, bo słysząc, że ktoś nas o czymś zapewnia, utwierdzamy się w przekonaniu, że posiadamy w życiu coś, co będzie trwało wiecznie. Tylko warto zadać sobie pytanie czy zawsze tak jest. Czy aby na pewno jedno słowo daje nam gwarancję długiego i szczęśliwego życia? Czy jedno słowo ma w sobie na tyle siły aby zapewnić, że wszystko będzie właśnie tak jakbyśmy tego chcieli?
Doskonale wiemy, że los potrafi być okrutny i często weryfikuje słowa wypowiedziane przez każdego człowieka. Zawsze, ale to zawsze przychodzi chwila, która rozlicza nas z obietnic, które pojawiły się między nami. I wtedy albo dzieje się to czego pragnęliśmy, albo obietnica zostaje niedotrzymana. W takiej sytuacji pozostaje tylko ogromny ból, rozczarowanie i pretensje do całego świata, że kolejny raz słowa były nic nie warte, bo nie niosły za sobą żadnych czynów. To taka dezorientacja, swoiste zagubienie, bo jednego dnia były jeszcze nadzieje, a drugiego nie pozostało nic. Nagle przestaje się wierzyć ludziom, bo ile razy można zawodzić się na ich nieodpowiedzialności, ile razy można godzić się z tym, że jest się ofiarą słów rzucanych na wiatr? W końcu w każdym coś pęka.
Kiedy jakiś czas temu usłyszałam "nie potrafię Ci nic obiecać" zupełnie nie wiedziałam jak mam to rozumieć. Najpierw sądziłam, że to po prostu będzie chwilowa zabawa, że mam się nie przyzwyczajać, a najlepiej to po prostu powinnam dać sobie spokój. Dopiero kiedy mijały dni, tygodnie ja zaczęłam rozumieć jaki jest prawdziwy sens tych słów. Niektórzy ludzie po prostu boją się obietnic. Kiedyś zostali mocno doświadczeni przez los i wiedzą jak to jest cierpieć przez słowa, których było zbyt wiele. I takie osoby bez zbędnego gadania po prostu pokazują i starają się robić wszystko aby człowiek, który dla nich jest najważniejszy na świecie czuł się pewnie. Tak było między nami. To on nauczył mnie, że życie nie polega na dawaniu obietnic, ono polega na spełnianiu ich bez słów. I właśnie to było najlepszym rozwiązaniem, bo kiedy przyszedł koniec nas w moje serce wbiła się jedna szpilka mniej. On nie złamał żadnej obietnicy, bo żadnej mi nie dał. Wtedy zrozumiałam go całkowicie i zaczęłam postępować w ten sam sposób. Teraz bronię się przed obiecywaniem jak przed ogniem, uciekam od tego i nawet nie wypowiadam tego słowa. Nie ma sensu, naprawdę nie ma sensu, bo nie chcę nikomu zadać bólu gdyby w moim życiu poszło coś nie tak i gdybym nie mogła dotrzymać swojego słowa.
Życie bez obietnic jest prostsze i mniej bolesne, dlatego czasem warto się zastanowić czy mamy w sobie aż tyle sił, aby dawać komuś tak wiele nadziei ubranej w suche słowa.
https://www.youtube.com/watch?v=ga94wVeFBac&safe=active
Pewnie każdy z Was kiedyś składał komuś obietnice, bądź słyszał je skierowane w swoją stronę. Najpierw jest radość, bo kiedy słyszy się "obiecuję być przy Tobie", "obiecuję Cię tam zabrać", "obiecuję spełniać każde Twoje marzenie" czuje się, że wszystko jest piękniejsze, a osoba, która stoi obok czyni z nas kogoś najważniejszego w swoim życiu. Wtedy świat staje na głowie, ale jest dobrze, bo słysząc, że ktoś nas o czymś zapewnia, utwierdzamy się w przekonaniu, że posiadamy w życiu coś, co będzie trwało wiecznie. Tylko warto zadać sobie pytanie czy zawsze tak jest. Czy aby na pewno jedno słowo daje nam gwarancję długiego i szczęśliwego życia? Czy jedno słowo ma w sobie na tyle siły aby zapewnić, że wszystko będzie właśnie tak jakbyśmy tego chcieli?
Doskonale wiemy, że los potrafi być okrutny i często weryfikuje słowa wypowiedziane przez każdego człowieka. Zawsze, ale to zawsze przychodzi chwila, która rozlicza nas z obietnic, które pojawiły się między nami. I wtedy albo dzieje się to czego pragnęliśmy, albo obietnica zostaje niedotrzymana. W takiej sytuacji pozostaje tylko ogromny ból, rozczarowanie i pretensje do całego świata, że kolejny raz słowa były nic nie warte, bo nie niosły za sobą żadnych czynów. To taka dezorientacja, swoiste zagubienie, bo jednego dnia były jeszcze nadzieje, a drugiego nie pozostało nic. Nagle przestaje się wierzyć ludziom, bo ile razy można zawodzić się na ich nieodpowiedzialności, ile razy można godzić się z tym, że jest się ofiarą słów rzucanych na wiatr? W końcu w każdym coś pęka.
Kiedy jakiś czas temu usłyszałam "nie potrafię Ci nic obiecać" zupełnie nie wiedziałam jak mam to rozumieć. Najpierw sądziłam, że to po prostu będzie chwilowa zabawa, że mam się nie przyzwyczajać, a najlepiej to po prostu powinnam dać sobie spokój. Dopiero kiedy mijały dni, tygodnie ja zaczęłam rozumieć jaki jest prawdziwy sens tych słów. Niektórzy ludzie po prostu boją się obietnic. Kiedyś zostali mocno doświadczeni przez los i wiedzą jak to jest cierpieć przez słowa, których było zbyt wiele. I takie osoby bez zbędnego gadania po prostu pokazują i starają się robić wszystko aby człowiek, który dla nich jest najważniejszy na świecie czuł się pewnie. Tak było między nami. To on nauczył mnie, że życie nie polega na dawaniu obietnic, ono polega na spełnianiu ich bez słów. I właśnie to było najlepszym rozwiązaniem, bo kiedy przyszedł koniec nas w moje serce wbiła się jedna szpilka mniej. On nie złamał żadnej obietnicy, bo żadnej mi nie dał. Wtedy zrozumiałam go całkowicie i zaczęłam postępować w ten sam sposób. Teraz bronię się przed obiecywaniem jak przed ogniem, uciekam od tego i nawet nie wypowiadam tego słowa. Nie ma sensu, naprawdę nie ma sensu, bo nie chcę nikomu zadać bólu gdyby w moim życiu poszło coś nie tak i gdybym nie mogła dotrzymać swojego słowa.
Życie bez obietnic jest prostsze i mniej bolesne, dlatego czasem warto się zastanowić czy mamy w sobie aż tyle sił, aby dawać komuś tak wiele nadziei ubranej w suche słowa.
https://www.youtube.com/watch?v=ga94wVeFBac&safe=active
środa, 28 stycznia 2015
Samoakceptacja
Dlaczego wiele młodych osób nie akceptuje siebie?
Dlaczego wiele z nich nie patrzy w lustro, a kiedy już to robi to czuje niechęć?
Ciągle zastanawiam się dlaczego w tych czasach w ludziach jest tak mało samoakceptacji. Przecież kochać siebie to tak ważna sprawa. Jeżeli my sami siebie nie akceptujemy to jak ktoś ma zaakceptować nas?
Okej, wygląd w jakimś stopniu jest ważny, jednak nigdy nie zrozumiem tej mody na chudość i wymyśloną idealność, która panuje. Panuje i zaraża wiele nastolatków, którzy najzwyczajniej w świecie nie radzą sobie z presją jaką nakłada na nich otoczenie. Kiedy widzę czym inspirują się młode osoby i do czego próbują dążyć robi mi się słabo.
Jednak zanim się w to zagłębie powinnam cofnąć się o krok i zaznaczyć, że ludzi można podzielić na tych, którzy nie akceptują siebie i nic z tym nie robią, po prostu siedzą, narzekają i czekają na cud, który przecież nigdy sam z nieba nie spadnie. Oraz można podzielić ich na tych, którzy przeginają w drugą stronę i narażając swoje zdrowie, a nawet i życie dążąc do swojego niebezpiecznego ideału.
Pro ana, motylki, głodówki, chude jak patyki rączki czy nóżki. W tym nie ma nic fajnego, seksownego, pięknego, ekscytującego, a przede wszystkim nie ma w tym nic dobrego. To niepoważne, że dziewczyny, a nawet i chłopcy, decydują się na tak rygorystyczne "diety", że dążą do samowyniszczenia. Wiele razy przeglądałam różne aski motylków i gotowałam się w środku kiedy widziałam ich inspiracje. Te zdjęcia nie różnią się wiele od zdjęć ukazanych w filmie, który widziałam wczoraj o obozach koncentracyjnych. Może to mocne porównanie, ale ja po prostu nie rozumiem jak można świadomie skazywać się na coś takiego. Jak można propagować anoreksję i różne inne niezdrowe zachowania? Przecież wiele osób tak ufa internetowi i tak jest w niego "zapatrzona", że bardzo szybko da się w to wciągnąć. Trzeba być bardzo ostrożnym w dzisiejszych czasach i naprawdę nie patrzeć na to co robią inni, tylko skupić się na sobie. To, że jakaś panna chce się głodzić, bo dla niej waga 50 kg przy wzroście niewiele ponad 160 cm to bycie spasłą świnią to nie znaczy, że tak jest naprawdę i że jeżeli Ty też masz podobne proporcje to musisz również się głodzić. NIE! Trzeba pamiętać, że każdy powinien mieć swój rozum i już napewno nie powinien sugerować się jakimiś pożal się Boże "specjalistkami" dietetyki w wieku piętnastu lat, które przesiadują na asku czy innych forach.
Teraz przejdźmy do drugiej grupy. Często spotykam się z komentarzami dziewczyn, które "nie mogą patrzeć na siebie, bo to, tamto i owamto". Mają jakieś niedoskonałości, a przez to wiele kompleksów, ale niestety nic z tym nie robią. Mają problemy z cerą, ale od dermatologa czy kosmetyczki trzymają się z dala, bo to i tak nie pomoże. Mają niewysportowane ciało, ale nie będą ćwiczyć w domu, na siłownie też nie pójdą, bo przecież się nie chce. To straszne, naprawdę straszne, bo tyle młodych osób jest tak leniwa, że szok. Zamiast działać i pracować nad sobą wolą się użalać! Nie jest trudno coś postanowić, trzeba tylko naprawdę chcieć i nie szukać sobie wymówek.
Naprawdę warto spojrzeć w lustro i znaleźć w sobie mocne strony, swoje auty, ale też być świadomym swoich niedoskonałości, bo praktycznie każdy je ma. I później te mocne strony trzeba pielęgnować, a nad resztą pracować póki osiągnie się samozadowolenie. Tylko trzeba pamiętać o tym o czym pisałam wcześniej - trzeba mieć swój rozum i odpowiedzialnie podchodzić do sprawy. Nie warto polegać na kimś kto nie zna się na sprawie tylko jak już to pójść po radę do specjalisty.
Kiedy to wszystko zrobisz będzie Ci się łatwiej funkcjonowało, bo będziesz żyć w harmonii ze sobą, a to naprawdę istotne.
Jednym zdaniem, warto walczyć o siebie :)
Dlaczego wiele z nich nie patrzy w lustro, a kiedy już to robi to czuje niechęć?
Ciągle zastanawiam się dlaczego w tych czasach w ludziach jest tak mało samoakceptacji. Przecież kochać siebie to tak ważna sprawa. Jeżeli my sami siebie nie akceptujemy to jak ktoś ma zaakceptować nas?
Okej, wygląd w jakimś stopniu jest ważny, jednak nigdy nie zrozumiem tej mody na chudość i wymyśloną idealność, która panuje. Panuje i zaraża wiele nastolatków, którzy najzwyczajniej w świecie nie radzą sobie z presją jaką nakłada na nich otoczenie. Kiedy widzę czym inspirują się młode osoby i do czego próbują dążyć robi mi się słabo.
Jednak zanim się w to zagłębie powinnam cofnąć się o krok i zaznaczyć, że ludzi można podzielić na tych, którzy nie akceptują siebie i nic z tym nie robią, po prostu siedzą, narzekają i czekają na cud, który przecież nigdy sam z nieba nie spadnie. Oraz można podzielić ich na tych, którzy przeginają w drugą stronę i narażając swoje zdrowie, a nawet i życie dążąc do swojego niebezpiecznego ideału.
Pro ana, motylki, głodówki, chude jak patyki rączki czy nóżki. W tym nie ma nic fajnego, seksownego, pięknego, ekscytującego, a przede wszystkim nie ma w tym nic dobrego. To niepoważne, że dziewczyny, a nawet i chłopcy, decydują się na tak rygorystyczne "diety", że dążą do samowyniszczenia. Wiele razy przeglądałam różne aski motylków i gotowałam się w środku kiedy widziałam ich inspiracje. Te zdjęcia nie różnią się wiele od zdjęć ukazanych w filmie, który widziałam wczoraj o obozach koncentracyjnych. Może to mocne porównanie, ale ja po prostu nie rozumiem jak można świadomie skazywać się na coś takiego. Jak można propagować anoreksję i różne inne niezdrowe zachowania? Przecież wiele osób tak ufa internetowi i tak jest w niego "zapatrzona", że bardzo szybko da się w to wciągnąć. Trzeba być bardzo ostrożnym w dzisiejszych czasach i naprawdę nie patrzeć na to co robią inni, tylko skupić się na sobie. To, że jakaś panna chce się głodzić, bo dla niej waga 50 kg przy wzroście niewiele ponad 160 cm to bycie spasłą świnią to nie znaczy, że tak jest naprawdę i że jeżeli Ty też masz podobne proporcje to musisz również się głodzić. NIE! Trzeba pamiętać, że każdy powinien mieć swój rozum i już napewno nie powinien sugerować się jakimiś pożal się Boże "specjalistkami" dietetyki w wieku piętnastu lat, które przesiadują na asku czy innych forach.
Teraz przejdźmy do drugiej grupy. Często spotykam się z komentarzami dziewczyn, które "nie mogą patrzeć na siebie, bo to, tamto i owamto". Mają jakieś niedoskonałości, a przez to wiele kompleksów, ale niestety nic z tym nie robią. Mają problemy z cerą, ale od dermatologa czy kosmetyczki trzymają się z dala, bo to i tak nie pomoże. Mają niewysportowane ciało, ale nie będą ćwiczyć w domu, na siłownie też nie pójdą, bo przecież się nie chce. To straszne, naprawdę straszne, bo tyle młodych osób jest tak leniwa, że szok. Zamiast działać i pracować nad sobą wolą się użalać! Nie jest trudno coś postanowić, trzeba tylko naprawdę chcieć i nie szukać sobie wymówek.
Naprawdę warto spojrzeć w lustro i znaleźć w sobie mocne strony, swoje auty, ale też być świadomym swoich niedoskonałości, bo praktycznie każdy je ma. I później te mocne strony trzeba pielęgnować, a nad resztą pracować póki osiągnie się samozadowolenie. Tylko trzeba pamiętać o tym o czym pisałam wcześniej - trzeba mieć swój rozum i odpowiedzialnie podchodzić do sprawy. Nie warto polegać na kimś kto nie zna się na sprawie tylko jak już to pójść po radę do specjalisty.
Kiedy to wszystko zrobisz będzie Ci się łatwiej funkcjonowało, bo będziesz żyć w harmonii ze sobą, a to naprawdę istotne.
Jednym zdaniem, warto walczyć o siebie :)
piątek, 23 stycznia 2015
Sentymentalna
Nie umiałam się z nim pożegnać. Nie wiedziałam w jaki sposób mam pozwolić mu odejść, bo człowiek który kocha nie znajduje słów, które byłyby odpowiednie w momencie rozstania. Słowa są zastępowane smutkiem i łzami, których nie da się powstrzymać. Dodatkowo jeszcze jest ta bezsilność, która rozwala serce, bo nie możesz zrobić nic oprócz patrzenia jak ukochana osoba odchodzi zostawiając Cię się w samym środku burzy, która właśnie się rozpętała. Wtedy już nawet nie myślałam o tym, co będzie dalej. W głowie miałam tylko jedno pytanie - "dlaczego?".
Rozstania są różne, z różnych przyczyn, niektóre są decyzją obu stron, a inne tylko jednej. Każde pozostawia ślad w sercu człowieka, ale po niektórych ten ślad jest tak duży, że nie daje o sobie zapomnieć. Rozstania potrafią bardzo zniszczyć człowieka, zrujnować jego cały światopogląd i zmienić nastawienie do ludzi. Tak właśnie było w moim przypadku, bo jeden zimny wieczór zmienił wszystko. Nie mogłam zrozumieć czemu to dotyka mnie, czemu ja muszę cierpieć, czemu nie mogę być szczęśliwa. Nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że on faktycznie mnie nie kocha, chociaż sam to przyznał. Żyłam w jakiejś iluzji, w swoim świecie, którego nikt nie był w stanie zrozumieć, nawet ja sama. Tworzyłam w głowie scenariusze, które mogłyby mi pomóc wyjść z tej sytuacji, które sprawiłyby że wszystko się odmieni i wróci do stanu z przed feralnego dnia. To było niemalże szaleństwo, miłość na tyle mocno uderzyła mi do głowy, że nie radziłam sobie z niczym. Rozrywane serce sprawiało, że każdego dnia przeżywałam tortury gdzieś tam wewnątrz siebie. Pierwsze dni, tygodnie były bardzo trudne. Nie potrafiłam oswoić się z nową sytuacją, z pustką, tęsknotą i tym, że jego dla mnie już nie było. Nadal nie znalazłam sposobu w jaki mogłabym pożegnać się z nim na zawsze, bo on uparcie lubił do mnie wracać. Pojawiał się w momencie kiedy myślałam, że już teraz pokonam ten pierwszy najgorszy etap i tym samym rujnował wszystko. Jak miłość ma przeminąć, jak tęsknota ma zniknąć kiedy ukochana osoba sama nie daje o sobie zapomnieć? Jak powiedzieć sobie "nie znaczysz dla mnie nic" kiedy on miesza w głowie i daje nadzieje? Musiałam odpuścić, musiałam zebrać w sobie wiele sił i zacząć udawać chociaż trochę obojętną. Wtedy i on dał spokój, a ja wreszcie mogłam się z nim pożegnać. Tylko problem w tym, że pożegnanie nie oznaczało zapomnienia i prawdziwej wolności. Historia nie zawsze kończy się wtedy kiedy powiesz sobie "tak miało być, on musiał odejść". Ona będzie żywa dopóki w Twojej krwi będzie płynęła miłość jaką darzysz drugą osobę. I ja się przekonywałam o tym niejednokrotnie. Moja miłość nie umarła, a wspomnienia, które w sobie mam czasem zdają się być zbyt duże jak na mój umysł. Jednak walczę dalej, ja ciągle staram się ułożyć swoje życie w spójną całość. Staram się zapomnieć, bo świat w którym aktualnie przebywam ma w sobie zbyt wiele otwartych ran, a ja nie chcę już cierpieć.
https://www.youtube.com/watch?v=TWu7aRGXb_8
Rozstania są różne, z różnych przyczyn, niektóre są decyzją obu stron, a inne tylko jednej. Każde pozostawia ślad w sercu człowieka, ale po niektórych ten ślad jest tak duży, że nie daje o sobie zapomnieć. Rozstania potrafią bardzo zniszczyć człowieka, zrujnować jego cały światopogląd i zmienić nastawienie do ludzi. Tak właśnie było w moim przypadku, bo jeden zimny wieczór zmienił wszystko. Nie mogłam zrozumieć czemu to dotyka mnie, czemu ja muszę cierpieć, czemu nie mogę być szczęśliwa. Nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że on faktycznie mnie nie kocha, chociaż sam to przyznał. Żyłam w jakiejś iluzji, w swoim świecie, którego nikt nie był w stanie zrozumieć, nawet ja sama. Tworzyłam w głowie scenariusze, które mogłyby mi pomóc wyjść z tej sytuacji, które sprawiłyby że wszystko się odmieni i wróci do stanu z przed feralnego dnia. To było niemalże szaleństwo, miłość na tyle mocno uderzyła mi do głowy, że nie radziłam sobie z niczym. Rozrywane serce sprawiało, że każdego dnia przeżywałam tortury gdzieś tam wewnątrz siebie. Pierwsze dni, tygodnie były bardzo trudne. Nie potrafiłam oswoić się z nową sytuacją, z pustką, tęsknotą i tym, że jego dla mnie już nie było. Nadal nie znalazłam sposobu w jaki mogłabym pożegnać się z nim na zawsze, bo on uparcie lubił do mnie wracać. Pojawiał się w momencie kiedy myślałam, że już teraz pokonam ten pierwszy najgorszy etap i tym samym rujnował wszystko. Jak miłość ma przeminąć, jak tęsknota ma zniknąć kiedy ukochana osoba sama nie daje o sobie zapomnieć? Jak powiedzieć sobie "nie znaczysz dla mnie nic" kiedy on miesza w głowie i daje nadzieje? Musiałam odpuścić, musiałam zebrać w sobie wiele sił i zacząć udawać chociaż trochę obojętną. Wtedy i on dał spokój, a ja wreszcie mogłam się z nim pożegnać. Tylko problem w tym, że pożegnanie nie oznaczało zapomnienia i prawdziwej wolności. Historia nie zawsze kończy się wtedy kiedy powiesz sobie "tak miało być, on musiał odejść". Ona będzie żywa dopóki w Twojej krwi będzie płynęła miłość jaką darzysz drugą osobę. I ja się przekonywałam o tym niejednokrotnie. Moja miłość nie umarła, a wspomnienia, które w sobie mam czasem zdają się być zbyt duże jak na mój umysł. Jednak walczę dalej, ja ciągle staram się ułożyć swoje życie w spójną całość. Staram się zapomnieć, bo świat w którym aktualnie przebywam ma w sobie zbyt wiele otwartych ran, a ja nie chcę już cierpieć.
https://www.youtube.com/watch?v=TWu7aRGXb_8
piątek, 16 stycznia 2015
Ból słów
Ile razy zabolały Cię słowa innych osób? I nie mam namyśli kogoś najbliższego, ale każdą osobę która przewinęła się przez Twoje życie. Ile razy rozpadałaś się pod wpływem zdania innych, które tak mocno raniło? Ile razy zamykałaś się w sobie, bo nie dawałaś rady z krytyką?
Pewnie każdy tutaj chociaż raz poczuł ten ból, który został zadany słowami. Dodatkowo pewnie większa część nie potrafi radzić sobie z krytyką i niestety strasznie przejmuje się opinią innych ludzi.
Ja też kiedyś taka byłam. Bałam się tego co powiedzą ludzie, bałam się życia. Nie chciałam dawać komukolwiek powodów do tego, aby mnie krytykowali, bo nie umiałam sobie z tym radzić. Byłam słaba, nieodporna na świat, w ogóle nieprzystosowana do funkcjonowania w społeczeństwie. Jednak w pewnym momencie coś we mnie pękło. Już nie chciałam chować się przed światem, bo po co? Zastanawiałam się jak sprawić, aby żyć swoim torem nie licząc się zupełnie ze słowami ludzi. Nie wiem jak mi się to udało, ale powoli zaczęłam walczyć o siebie, zaczęłam chodzić z podniesioną głową i nie odwracałam się na zaczepki innych. Momentami nie było łatwo, ale wiedziałam, że nawet jeżeli coś boli to ból za wszelką cenę trzeba ukryć. Tworzyłam tarczę ochronną, aż w końcu się udało. To taka ulga kiedy przechodzisz obojętnie obok zjadających Cię z zazdrości ludzi. Kiedy wiesz, że w 90% przypadków krytyka jaka płynie w Twoją stronę jest nieuzasadniona, wręcz zmyślona. I wiesz co jest potrzebne aby wykrzesać w sobie siłę? Poznanie swojej wartości, akceptacja siebie i swoich kompleksów czy niedoskonałości. Jeżeli znasz swoją wartość to nie obchodzą Cię słowa innych. Chcesz być twarda? Dasz radę, tylko to w sobie wypracuj. Jeśli będziesz wiedziała kim jesteś to nikt nie wmówi Ci niczego co jest tylko bzdurą. Więc popatrz w lustro i odnajdź w sobie mocne strony, które pomogą Ci stać się odporną. Pracuj nad sobą, walcz. Zobojętnienie to jedyne rozwiązanie, bo niestety ludzie gadali, gadają i gadać będą. Plotkowanie to ich pożywka, to sposób na siebie, to próba zamaskowania tego, że ich życie jest po prostu nudne i nie udane. Nikt kto ma uporządkowane życie nie zajmuje się życiem innych. Dlatego nie przejmuj się i ciągle powtarzaj sobie, że wiesz kim naprawdę jesteś. Ja tak robiłam i pomagało kiedy słyszałam najgorsze rzeczy na swój temat, kiedy sąsiedzi próbowali pisać bajki o moim życiu i osadzali mnie w rolach tych nieciekawych osób. Ale mnie to nie załamało, ja każdego dnia przechodziłam obok nich z podniesioną głową i z uśmieszkiem na twarzy, robiłam swoje, aby oni jeszcze bardziej się wściekali, żeby wiedzieli że nie zaszkodzą mi swoim gadaniem. To jest naprawdę możliwe, uwierz. Ja sama kiedyś nie zdawałam sobie sprawy z tego, że można nie bać się ludzi, a teraz wszystko się zmieniło. Dlatego walcz o siebie, bo szkoda życia na przejmowanie się opinią zawistnych i zdeprawowanych osób.
Życzę Ci powodzenia i wiele siły. Wierzę, że Ci się uda, bo pamiętaj, że polaczki to w większości cebulaki, którzy szukają taniej sensacji, zazdroszczą jeżeli komuś się powodzi i próbują zniszczyć słowem, ale nie wolno im się dać. Życie jest jedno, trzeba iść po swoje nie słuchając tego, co mówią za plecami.
Pewnie każdy tutaj chociaż raz poczuł ten ból, który został zadany słowami. Dodatkowo pewnie większa część nie potrafi radzić sobie z krytyką i niestety strasznie przejmuje się opinią innych ludzi.
Ja też kiedyś taka byłam. Bałam się tego co powiedzą ludzie, bałam się życia. Nie chciałam dawać komukolwiek powodów do tego, aby mnie krytykowali, bo nie umiałam sobie z tym radzić. Byłam słaba, nieodporna na świat, w ogóle nieprzystosowana do funkcjonowania w społeczeństwie. Jednak w pewnym momencie coś we mnie pękło. Już nie chciałam chować się przed światem, bo po co? Zastanawiałam się jak sprawić, aby żyć swoim torem nie licząc się zupełnie ze słowami ludzi. Nie wiem jak mi się to udało, ale powoli zaczęłam walczyć o siebie, zaczęłam chodzić z podniesioną głową i nie odwracałam się na zaczepki innych. Momentami nie było łatwo, ale wiedziałam, że nawet jeżeli coś boli to ból za wszelką cenę trzeba ukryć. Tworzyłam tarczę ochronną, aż w końcu się udało. To taka ulga kiedy przechodzisz obojętnie obok zjadających Cię z zazdrości ludzi. Kiedy wiesz, że w 90% przypadków krytyka jaka płynie w Twoją stronę jest nieuzasadniona, wręcz zmyślona. I wiesz co jest potrzebne aby wykrzesać w sobie siłę? Poznanie swojej wartości, akceptacja siebie i swoich kompleksów czy niedoskonałości. Jeżeli znasz swoją wartość to nie obchodzą Cię słowa innych. Chcesz być twarda? Dasz radę, tylko to w sobie wypracuj. Jeśli będziesz wiedziała kim jesteś to nikt nie wmówi Ci niczego co jest tylko bzdurą. Więc popatrz w lustro i odnajdź w sobie mocne strony, które pomogą Ci stać się odporną. Pracuj nad sobą, walcz. Zobojętnienie to jedyne rozwiązanie, bo niestety ludzie gadali, gadają i gadać będą. Plotkowanie to ich pożywka, to sposób na siebie, to próba zamaskowania tego, że ich życie jest po prostu nudne i nie udane. Nikt kto ma uporządkowane życie nie zajmuje się życiem innych. Dlatego nie przejmuj się i ciągle powtarzaj sobie, że wiesz kim naprawdę jesteś. Ja tak robiłam i pomagało kiedy słyszałam najgorsze rzeczy na swój temat, kiedy sąsiedzi próbowali pisać bajki o moim życiu i osadzali mnie w rolach tych nieciekawych osób. Ale mnie to nie załamało, ja każdego dnia przechodziłam obok nich z podniesioną głową i z uśmieszkiem na twarzy, robiłam swoje, aby oni jeszcze bardziej się wściekali, żeby wiedzieli że nie zaszkodzą mi swoim gadaniem. To jest naprawdę możliwe, uwierz. Ja sama kiedyś nie zdawałam sobie sprawy z tego, że można nie bać się ludzi, a teraz wszystko się zmieniło. Dlatego walcz o siebie, bo szkoda życia na przejmowanie się opinią zawistnych i zdeprawowanych osób.
Życzę Ci powodzenia i wiele siły. Wierzę, że Ci się uda, bo pamiętaj, że polaczki to w większości cebulaki, którzy szukają taniej sensacji, zazdroszczą jeżeli komuś się powodzi i próbują zniszczyć słowem, ale nie wolno im się dać. Życie jest jedno, trzeba iść po swoje nie słuchając tego, co mówią za plecami.
czwartek, 8 stycznia 2015
Życiowa loteria
Oddałaś kiedyś komuś swoje serce?
Jakże proste pytanie, które w połowie przypadków niesie za sobą ogromną historię, która niekoniecznie zakończyła się happy endem. Więc skupmy się na tej połowie, która odpowiedziałaby "tak, oddałam".
Miłość jest czymś wyjątkowym i nie ma co się z tym spierać. To jedyne takie uczucie, które skłania człowieka do czynów, o jakich wcześniej nawet by się nie podejrzewał. To siła, która popycha człowieka w zupełnie inną stronę niż ta w którą do tej pory szedł.
Ale zacznijmy od początku.
Chyba najpiękniejszy jest ten przełom kiedy człowiek spotyka drugiego człowieka i nagle między nimi rodzi się wyjątkowa więź. Ta chwila kiedy patrzysz komuś w oczy i widzisz coś wyjątkowego, ale nie potrafisz tego nazwać, kiedy widzisz czyjś uśmiech i masz poczucie, że chcesz zrobić wszystko aby właśnie ten uśmiech nie znikał nigdy z ust danej osoby. Na początku to zauroczenie, ale właśnie w tej chwili stajesz się niewolnikiem, bo nagle całe Twoje życie powoli podporządkowuje się tej osobie. Zaczynasz szukać wszystkiego co miałoby chociaż trochę wspólnego z nim, zaczynasz wręcz wariować, bo nie możesz spać, nie możesz jeść, nie możesz się na niczym skupić. Szukasz jego towarzystwa. A ta osoba, właśnie ta osoba, która skradła część Ciebie czuje to samo. Rodzi się więź, jest coraz silniejsza, a Ty nabierasz coraz większej pewności, że to jest to czego tak długo szukałaś. Pamiętasz to uczucie kiedy wydawało Ci się, że latasz parę metrów nad ziemią, a każdy pytał o co chodzi? Niesamowite uczucie, prawda? Idźmy więc dalej. Motylki w brzuchu, drżące dłonie, przyśpieszone bicie serca - zakochujesz się po uszy tracąc kontrolę nad wszystkim. Właśnie w ten sposób zapisujecie pierwsze rozdziały swojej miłości. Z czasem wszystko staje się coraz poważniejsze, spędzacie razem każdą wolną chwilę, uczucie się siebie na pamięć. W pewnym momencie czujecie się tak pewnie w swoim towarzystwie, że macie wrażenie jakbyście znali się od zawsze, a minęło tylko kilka chwil. Jest cudownie, każde z Was ma swój osobisty raj na ziemi, swoją idyllę, swoją bajkę, która mogłaby trwać bez końca. Już teraz jesteś pewna, że to miłość, że to ta osoba, z którą możesz spędzić resztę życia. Uświadamiasz sobie, że on jest ważniejszy niż cała reszta, że jego szczęście i życie jest ważniejsze niż Twoje. Jesteś w stanie zrobić wszystko tylko dla niego, bo on to ten jedyny. Przy nikim innym tego nie czułaś, nikt inny nie sprawiał, że świat wirował Ci przed oczami, że mogłabyś umrzeć ze szczęścia w jego ramionach. Masz wszystko czego chciałaś.
I właśnie. Tutaj natrafiamy na rozwidlenie.
Jedna droga prowadzi do wiecznego szczęścia. Ta miłość nie kończy się nigdy, trwa latami i nic nie jest w stanie jej zniszczyć. Zdarzają się upadki, bo w życiu nic nie jest idealne, ale po każdym upadku więź jest jeszcze silniejsza i jeszcze trwalsza. To jest ten happy end, bo ta sama dwójka ludzi patrzy sobie w oczy po kilkudziesięciu latach i myśli, że wybrało dobrze, że gdyby mogli cofnąć czas przeżyliby swoje życie w ten sam sposób, z tą samą osobą.
Jednak jest też droga, która prowadzi do cierpienia. Idylla zaczyna się kończyć. Nagle miłość zostaje odstawiona na boczny tor, a może przychodzi uświadomienie, że tej miłości nigdy nie było? To chwila kiedy wszystko pęka, kiedy obietnice i wspólne marzenia przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Twój świat traci fundamenty, rozpada się długo budowane szczęście. Po prostu w jednej sekundzie kończy się coś co miało trwać wiecznie. I teraz zostajesz sama wypełniona setką wspomnień, litrami łez i niewyobrażalnie ogromnym bólem, który przeszywa dokładnie każdą, nawet tą najmniejszą cząstkę Twojego ciała. Masz wrażenie, że spadłaś z impetem z ogromnej wysokości, a przy upadku roztrzaskałaś się na milion drobnych kawałków. Świat się skończył, bo odszedł ktoś kto dla Ciebie był właśnie tym światem. Czujesz bezsilność, lęk, odtrącenie. Zastanawiasz się jak żyć, bo jesteś pełna miłości, której już nikt nie chce.
Oddałaś mu swoje serce, prawda? Ty oddałaś mu swoje serce, swoja duszę, każdą myśl, oddech, każde spojrzenie. Wszystko. A jego już nie ma.
Miłość nie jest łatwa, często sprawia, że człowiek przechodzi przez uczuciowe piekło, ale miłość może być piękna. Wystarczy tylko czekać i wierzyć, że po każdej burzy wychodzi słońce, a każde cierpienie zostanie wynagrodzone szczęściem. I możesz zastanawiać się dlaczego nie wygrałaś miłości za pierwszym razem, ale nie martw się. Wreszcie zbierzesz siły aby kupić kolejny los i wtedy wygrasz. I będziesz szczęśliwsza, jeszcze bardziej szczęśliwsza niż za pierwszym razem.
Tego Ci życzę.
I sobie też.
https://www.youtube.com/watch?v=TdrL3QxjyVw&list=PLt3WBh3heAPuTrBkz0_-9c5kNXTds9wU3&index=1
Jakże proste pytanie, które w połowie przypadków niesie za sobą ogromną historię, która niekoniecznie zakończyła się happy endem. Więc skupmy się na tej połowie, która odpowiedziałaby "tak, oddałam".
Miłość jest czymś wyjątkowym i nie ma co się z tym spierać. To jedyne takie uczucie, które skłania człowieka do czynów, o jakich wcześniej nawet by się nie podejrzewał. To siła, która popycha człowieka w zupełnie inną stronę niż ta w którą do tej pory szedł.
Ale zacznijmy od początku.
Chyba najpiękniejszy jest ten przełom kiedy człowiek spotyka drugiego człowieka i nagle między nimi rodzi się wyjątkowa więź. Ta chwila kiedy patrzysz komuś w oczy i widzisz coś wyjątkowego, ale nie potrafisz tego nazwać, kiedy widzisz czyjś uśmiech i masz poczucie, że chcesz zrobić wszystko aby właśnie ten uśmiech nie znikał nigdy z ust danej osoby. Na początku to zauroczenie, ale właśnie w tej chwili stajesz się niewolnikiem, bo nagle całe Twoje życie powoli podporządkowuje się tej osobie. Zaczynasz szukać wszystkiego co miałoby chociaż trochę wspólnego z nim, zaczynasz wręcz wariować, bo nie możesz spać, nie możesz jeść, nie możesz się na niczym skupić. Szukasz jego towarzystwa. A ta osoba, właśnie ta osoba, która skradła część Ciebie czuje to samo. Rodzi się więź, jest coraz silniejsza, a Ty nabierasz coraz większej pewności, że to jest to czego tak długo szukałaś. Pamiętasz to uczucie kiedy wydawało Ci się, że latasz parę metrów nad ziemią, a każdy pytał o co chodzi? Niesamowite uczucie, prawda? Idźmy więc dalej. Motylki w brzuchu, drżące dłonie, przyśpieszone bicie serca - zakochujesz się po uszy tracąc kontrolę nad wszystkim. Właśnie w ten sposób zapisujecie pierwsze rozdziały swojej miłości. Z czasem wszystko staje się coraz poważniejsze, spędzacie razem każdą wolną chwilę, uczucie się siebie na pamięć. W pewnym momencie czujecie się tak pewnie w swoim towarzystwie, że macie wrażenie jakbyście znali się od zawsze, a minęło tylko kilka chwil. Jest cudownie, każde z Was ma swój osobisty raj na ziemi, swoją idyllę, swoją bajkę, która mogłaby trwać bez końca. Już teraz jesteś pewna, że to miłość, że to ta osoba, z którą możesz spędzić resztę życia. Uświadamiasz sobie, że on jest ważniejszy niż cała reszta, że jego szczęście i życie jest ważniejsze niż Twoje. Jesteś w stanie zrobić wszystko tylko dla niego, bo on to ten jedyny. Przy nikim innym tego nie czułaś, nikt inny nie sprawiał, że świat wirował Ci przed oczami, że mogłabyś umrzeć ze szczęścia w jego ramionach. Masz wszystko czego chciałaś.
I właśnie. Tutaj natrafiamy na rozwidlenie.
Jedna droga prowadzi do wiecznego szczęścia. Ta miłość nie kończy się nigdy, trwa latami i nic nie jest w stanie jej zniszczyć. Zdarzają się upadki, bo w życiu nic nie jest idealne, ale po każdym upadku więź jest jeszcze silniejsza i jeszcze trwalsza. To jest ten happy end, bo ta sama dwójka ludzi patrzy sobie w oczy po kilkudziesięciu latach i myśli, że wybrało dobrze, że gdyby mogli cofnąć czas przeżyliby swoje życie w ten sam sposób, z tą samą osobą.
Jednak jest też droga, która prowadzi do cierpienia. Idylla zaczyna się kończyć. Nagle miłość zostaje odstawiona na boczny tor, a może przychodzi uświadomienie, że tej miłości nigdy nie było? To chwila kiedy wszystko pęka, kiedy obietnice i wspólne marzenia przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Twój świat traci fundamenty, rozpada się długo budowane szczęście. Po prostu w jednej sekundzie kończy się coś co miało trwać wiecznie. I teraz zostajesz sama wypełniona setką wspomnień, litrami łez i niewyobrażalnie ogromnym bólem, który przeszywa dokładnie każdą, nawet tą najmniejszą cząstkę Twojego ciała. Masz wrażenie, że spadłaś z impetem z ogromnej wysokości, a przy upadku roztrzaskałaś się na milion drobnych kawałków. Świat się skończył, bo odszedł ktoś kto dla Ciebie był właśnie tym światem. Czujesz bezsilność, lęk, odtrącenie. Zastanawiasz się jak żyć, bo jesteś pełna miłości, której już nikt nie chce.
Oddałaś mu swoje serce, prawda? Ty oddałaś mu swoje serce, swoja duszę, każdą myśl, oddech, każde spojrzenie. Wszystko. A jego już nie ma.
Miłość nie jest łatwa, często sprawia, że człowiek przechodzi przez uczuciowe piekło, ale miłość może być piękna. Wystarczy tylko czekać i wierzyć, że po każdej burzy wychodzi słońce, a każde cierpienie zostanie wynagrodzone szczęściem. I możesz zastanawiać się dlaczego nie wygrałaś miłości za pierwszym razem, ale nie martw się. Wreszcie zbierzesz siły aby kupić kolejny los i wtedy wygrasz. I będziesz szczęśliwsza, jeszcze bardziej szczęśliwsza niż za pierwszym razem.
Tego Ci życzę.
I sobie też.
https://www.youtube.com/watch?v=TdrL3QxjyVw&list=PLt3WBh3heAPuTrBkz0_-9c5kNXTds9wU3&index=1
niedziela, 4 stycznia 2015
Kolekcja wspomnień
W życiu podobno nie ma czasu na wracanie do przeszłości i rozpamiętywanie tego, co wydarzyło się kiedyś. Najbezpieczniej i najlepiej jest poukładać wspomnienia, a później schować je gdzieś bardzo głęboko. To wszystko brzmi naprawdę dobrze, ale kiedy stykamy się z tym w rzeczywistości to nagle zdajemy sobie sprawę z tego, że teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką.
Tak naprawdę wcale nie jest łatwo sprawić, aby każde wydarzenie z przeszłości zniknęło i stało się tak bardzo nic nie znaczące. Nie da się zapomnieć o czymś co było spełnieniem marzeń i nie ważne od ilu osób usłyszysz słowa, że przecież od dawna nie powinnaś myśleć i tęsknić, Ty i tak nadal będziesz to robić. Pewne sytuacje wymagają o wiele więcej czasu, tym bardziej jeżeli jest się osobą sentymentalną, a z przeszłością wiązało nas coś naprawdę niezwykłego.
Z własnego doświadczenia wiem, że czasem rozpaczliwie szuka się drogi powrotu do tego co zdarzyło się kiedyś, wiem że czasami dosłownie modli się o zawrócenie czasu. Ja to znam doskonale i nie oszukuję ani siebie ani innych, tak, ja po prostu nadal nie rozstałam się z przeszłością. Wiem, że jedną nogą nadal w niej tkwię i nie ważne co bym robiła, to nie potrafię się z niej wydostać. Ktoś może powiedzieć, że tak jest mi dobrze, że przywykłam do takiego stanu rzeczy. I może coś w tym jest, bo czasem mam wrażenie, że zaprzyjaźniłam się ze samotnością i życiem które wygląda tak jak moje. Ta walka trwa już naprawdę długo i z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że prawdziwa miłość nie odpuszcza nawet wtedy kiedy ukochanej osoby już nie ma. Mam też świadomość tego, że wiele osób dziwi mi się, że nie potrafi pojąć jak długo można żyć tym wszystkim co już się wydarzyło. Jednak ja wiem, że nie warto zawracać sobie głowy słowami innych. Po prostu nie każdy rozumie, że życie niektórych ludzi pędzi po bardzo krętych uliczkach, które ciągle utrudniają codzienność, że niektórzy spotykają na swojej drodze uczucia, które są silniejsze niż wszystko inne, ale ich nikt nie jest w stanie odwzajemnić. Dlatego mimo wszystko trzeba żyć tylko dla siebie, trzeba po swojemu walczyć z każdą słabością i powoli pozbywać się każdego znamiona przeszłości. Życie polega na tym aby stawiać czoła temu co złe, a nie na zamiataniu problemów pod dywan i udawaniu, że wszystko jest w porządku, bo tak chcą ludzie.
W Twoim cierpieniu najważniejsza jesteś Ty i nawet jeżeli walczysz rok, dwa czy pięć, a inni śmieją się za Twoimi plecami to nie jest ważne. Najważniejsze aby walczyć do skutku, aby robić to tak długo, aż wreszcie będzie dobrze, aż będziesz naprawdę wolna.
https://www.youtube.com/watch?v=bMJkddvJ4L4
Tak naprawdę wcale nie jest łatwo sprawić, aby każde wydarzenie z przeszłości zniknęło i stało się tak bardzo nic nie znaczące. Nie da się zapomnieć o czymś co było spełnieniem marzeń i nie ważne od ilu osób usłyszysz słowa, że przecież od dawna nie powinnaś myśleć i tęsknić, Ty i tak nadal będziesz to robić. Pewne sytuacje wymagają o wiele więcej czasu, tym bardziej jeżeli jest się osobą sentymentalną, a z przeszłością wiązało nas coś naprawdę niezwykłego.
Z własnego doświadczenia wiem, że czasem rozpaczliwie szuka się drogi powrotu do tego co zdarzyło się kiedyś, wiem że czasami dosłownie modli się o zawrócenie czasu. Ja to znam doskonale i nie oszukuję ani siebie ani innych, tak, ja po prostu nadal nie rozstałam się z przeszłością. Wiem, że jedną nogą nadal w niej tkwię i nie ważne co bym robiła, to nie potrafię się z niej wydostać. Ktoś może powiedzieć, że tak jest mi dobrze, że przywykłam do takiego stanu rzeczy. I może coś w tym jest, bo czasem mam wrażenie, że zaprzyjaźniłam się ze samotnością i życiem które wygląda tak jak moje. Ta walka trwa już naprawdę długo i z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że prawdziwa miłość nie odpuszcza nawet wtedy kiedy ukochanej osoby już nie ma. Mam też świadomość tego, że wiele osób dziwi mi się, że nie potrafi pojąć jak długo można żyć tym wszystkim co już się wydarzyło. Jednak ja wiem, że nie warto zawracać sobie głowy słowami innych. Po prostu nie każdy rozumie, że życie niektórych ludzi pędzi po bardzo krętych uliczkach, które ciągle utrudniają codzienność, że niektórzy spotykają na swojej drodze uczucia, które są silniejsze niż wszystko inne, ale ich nikt nie jest w stanie odwzajemnić. Dlatego mimo wszystko trzeba żyć tylko dla siebie, trzeba po swojemu walczyć z każdą słabością i powoli pozbywać się każdego znamiona przeszłości. Życie polega na tym aby stawiać czoła temu co złe, a nie na zamiataniu problemów pod dywan i udawaniu, że wszystko jest w porządku, bo tak chcą ludzie.
W Twoim cierpieniu najważniejsza jesteś Ty i nawet jeżeli walczysz rok, dwa czy pięć, a inni śmieją się za Twoimi plecami to nie jest ważne. Najważniejsze aby walczyć do skutku, aby robić to tak długo, aż wreszcie będzie dobrze, aż będziesz naprawdę wolna.
https://www.youtube.com/watch?v=bMJkddvJ4L4
Subskrybuj:
Posty (Atom)